Kuchnia bez rosołu, to jak królowa bez korony. Wzmacnia nasze ciało, a z dodatkiem lubczyku może też wpływać na nasze serce.
Myślę, że rosół zasługuje na to, aby zająć się właśnie nim w pierwszym blogowym wpisie. Przepis, którego używam pochodzi z książki „365 obiadów” Lucyny Ćwierczakiewiczowej, uznawanej za pierwszą autorkę książek kulinarnych w rozumieniu współczesnym. W drugiej połowie XIX wieku była pewnego rodzaju instytucją w życiu publicznym Warszawy, wyprzedzając swoją epokę zarówno poglądami na prowadzenie gospodarstwa domowego, jak też higienę i obyczaje.
Przepis:
„Chcąc mieć tęgi rosół, trzeba liczyć funt mięsa na osobę; na lżejszy, dość jest pół funta. Mięso zupełnie bez płukania zalać świeżą wodą i gotować na bardzo wolnym ogniu bez szumowania, które dziś chemia odrzuciła, jako odbierające smak rosołowi. Po godzinie, odstawić rosół od ognia, zalać łyżką zimnej wody, a tłustość zwana pozłotą, oddzieli się natychmiast i pokaże na wierzchu, fusy zaś opadną na spód. Wtedy trzeba ową tłustość zebrać, rosół posolić , włożyć włoszczyzny rozmaitej: na 5 funtów mięsa 3 grube korzonki pietruszki, pół selera, 2 pory, 3 marchewki, jedną cebulę z łupiną pierwej na blasze upieczoną, 2 suszone grzybki i nieco kwiatu muszkatołowego.”
„Wody na rosół liczy się na każdą osobę pół kwarty. Gotować 4 do 4 i pół godziny na wolnym ogniu. Przed wydaniem na stół, odstawić na chwilę z ognia, żeby się sklarował, przecedzić w wazę.”
Przeliczenie miar:
FUNT – 405 gr
KWARTA – 1000 gr
Bojąc się trochę tęgiego rosołu wybieram wersję lżejszą, czyli pół funta na osobę (200 gr).
Podczas czterogodzinnego oczekiwania towarzyszą mi kilka filiżanek zielonej herbaty, dwie niezwykłe kobiety: Lucyna Ćwierczakiewiczowa i
Agata Christie
Autorka niezwykła, królowa kryminału, pisała nieustannie przez ponad pół wieku, a jej powieści, przetłumaczone na ponad sto języków, nadal są czytane na całym świecie.
Finał:
Rosół, podstawa wielu innych zup i sosów nigdy się nie znudzi. Ugotowany według przepisu podstawowego Lucyny Ćwierczakiewiczowej ma delikatny smak, jest bardzo klarowny, chociaż jak dla mnie brakuje w nim przypraw. Jestem przyzwyczajona do smaku, w którym oprócz mięsa i jarzyn można wyczuć listek laurowy, ziele angielskie i pieprz. Jednak był to ciekawy eksperyment i nie żałuję ani chwili z kilkugodzinnego oczekiwania.
Bardzo ciekawy pomysł na blog! Z niecierpliwością czekam na kolejne wpisy i przepisy :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia z Ameryki Południowej,
Natalia
Dziękuję bardzo,
UsuńPozdrawiam serdecznie z Warszawy