wtorek, 29 kwietnia 2014

BRATANKI

Polak, Węgier, dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki (węg.Lengyel, Magyar – két jó barát, együtt harcol, s issza borát) – historyczne przysłowie występujące zarówno w języku polskim, jak i węgierskim.

Przyjaźń polsko-węgierska twa od dawna, a we wspólnej historii łączy nas wiele wydarzeń ważnych dla obu krajów.
My zawdzięczamy Węgrom Św. Kingę, czyli księżniczkę węgierską poślubioną księciu sandomierskiemu Bolesławowi, dzięki której rozwinęło się w XIII w. wydobycie soli w kopalniach w Bochni i Wieliczce. Z Węgier pochodził wybitny król Stefan Batory, mąż Anny Jagiellonki, który co prawda nie zwyciężył pod Pskowem, ale na mocy rozejmu ustanowionego w Jamie Zapolskim odebrał Inflanty carowi Rosji Iwanowi Groźnemu.

Węgrzy zawdzięczają nam generała Józefa Bema, naczelnego dowódcę powstania węgierskiego w 1848 r. Nasze kontakty mogłyby stać się jeszcze bliższe, gdyby nie trudności komunikacyjne. Zarówno język polski, jak też węgierski nie należą do łatwych, a podobieństw między nimi nie ma praktycznie żadnych.
Nie można zapomnieć, że przez wiele lat część Polski (po rozbiorach) i Węgry znajdowały się w jednym państwie pod panowaniem monarchy Austrii.

Jeśli chodzi o kulinaria, to kuchni węgierskiej zawdzięczamy salami, tokaj czy gulasz. Chociaż warto podkreślić, że te skojarzenia nie są do końca poprawne.
Spieszę donieść za moją miłą domową hungarystką, że danie uznawane przez nas za gulasz, to właściwie zupa gulaszowa, czyli Gulyásleves (leves znaczy zupa). Samo słowo gulyás oznacza pasterza bydła, dlatego zazwyczaj jest przygotowywana z wołowiny.
Pörkölt to węgierska nazwa na gulasz (sos mięsny podawany np. kluseczkami o nazwie galuska.
Odbiegając od tematów obiadowych, popularne wśród naszych bratanków są różnego rodzaju ciasteczka i placki. Z ciasta drożdżowego piecze się małe placuszki jadane na śniadanie lub jako słona przekąska w ciągu dnia lub dodatek do piwa, czyli pogacze.


Przepis, który wykorzystam pochodzi z książki Roberta Makłowicza pt. „CK kuchnia”, zawierającej informacje o potrawach popularnych na przełomie XIX i XX wieku na terenie monarchii Austro-Węgierskiej.
Przepis:

500 gram mąki
100 gram masła
2 szklanki kefiru
jajko
łyżeczka sody oczyszczonej
sól, pieprz


Przesianą mąkę wyrabiamy z masłem, zagniatamy z kefirem, solą, pieprzem i sodą. Ciasto rozwałkowujemy na grubość palca, wykrawamy szklanką i nacinamy ich wierzchy. Układamy krążki na blasze, smarujemy roztrzepanym jajkiem i pieczemy w rozgrzanym piekarniku, aż lekko się zrumienią.


Przepis jest bardzo prosty i nie zabiera tyle czasu co przygotowanie ciasta drożdżowego. Polecam jednak dodać do ciasta ulubione zioła lub przyprawy, co bardzo wzbogaca smak. Ja użyłam mąki orkiszowej i piekłam około 15 minut w temperaturze 200 C.


Finał:

Pogacze można zrobić migiem, to proste placuszki, które potrzebują towarzystwa, np. śmietany. Sprawdzają się jako przekąska do zabrania, np. na majówkę :)

sobota, 26 kwietnia 2014

FANTAZJA Z WHISKY

Kiedy czujesz, jak nie wiedzieć czemu, spodnie po Świętach Wielkanocnych dziwnie cisną w pasie, a masz ochotę na coś słodkiego. Kiedy za oknem leje deszcz i nie chce się iść do sklepu po czekoladę, albo ulubione ciasteczka, a masz ochotę na coś słodkiego. Kiedy jakiś mały smuteczek Cię dopadnie i tylko coś słodkiego może poprawić Ci nastrój...
Z pomocą przychodzi Julia Child i Jej książka „Francuski szef kuchni”, w której znajdujemy fajny przepis na lekki deser do zjedzenia bez wyrzutów sumienia. Deser z pieczonych moreli z whisky typu bourbon, czyli „fantaisie bourbonnaise”. Jest to klasyczny deser z kuchni francuskiej lat 60-tych XX wieku, bardzo prosty do przygotowania.

Przepis:

naczynie żaroodporne o średnicy mniej więcej 23 cm i głębokości około 4 cm
3 łyżki masła
1/3 szklanki brązowego cukru
1/3 szklanki posiekanych fistaszków (lub innych orzechów)
1/2 kg moreli z puszki, odcedzonych i pokrojonych na połówki (ewentualnie brzoskwinie)
1 duży banan, obrany i pokrojony na plasterki
1 cytryna
1/4 szklanki whisky typu bourbon (lub koniaku)


Rozgrzej piekarnik do temperatury 190 C. Posmaruj naczynie żaroodporne 1/2 masła, posyp 1/2 cukru i 1/2 orzechów. Połówki moreli rozłóż na obrzeżu naczynia, a plasterki banana pośrodku. Zetrzyj skórkę z cytryny nad owocami, potem wyciśnij sok, całość polej bourbonem i przyprósz resztą cukru oraz orzechów. Rozłóż resztę masła w drobnych kawałkach. Umieść naczynie na górnym poziomie piekarnika na 40 – 45 minut. Deser będzie gotowy, kiedy lekko zrumieni się z wierzchu, a płyn zredukuje się do gęstego syropu. Podawaj na gorąco lub zimno, np. z dodatkiem gęstej śmietany lub lodów.


Finał:

Podczas pieczenia z piekarnika unosi się słodko-owocowy zapach. Owoce stały się bardzo miękkie, a syrop, który je otacza zawiera niesamowitą mieszankę wszystkich smaków: cukru, cytryny, orzechów i delikatnie wyczuwalny alkohol. Prawdziwie aromatyczna fantazja!


Wybieram wersję dietetyczną, bez śmietany, bez lodów, ale i tak smakuje bosko :)


Bon Appétit!!!

środa, 23 kwietnia 2014

CHILE

Dzięki naszemu miłemu gościowi z Chile udało nam się troszkę zapoznać z tym odległym krajem i jego kuchnią. Kuchnia chilijska oparta jest na świeżych, lokalnych produktach. Bardzo popularne są ryby i owoce morza, co nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę jego położenie i dostęp do Oceanu Spokojnego.




Niektóre potrafią zadziwić potencjalnych nabywców. Strach się bać :)


Na targach można kupić mnóstwo świeżych ryb i owoców morza „mariscos”, dopiero co złowionych, a co równie ważne na miejscu działają bary i restauracje, gdzie można wybrać to na co ma się ochotę, poprosić o przygotowanie i od razu skonsumować.



Zupa rybna z owocami morza.


Berberechos zamknięte w pięknych muszlach

(źródło: wikipedia)

Purye, wygląda jak kamień, który po przecięciu jakby krwawił

(źródło: wikipedia)

Pan krab na spacerze

Morskie różności w postaci zakonserwowanej też smakują wybornie.



Sałatka z owocami morza


Chilijczycy uwielbiają awokado i dodają je do wszystkiego, nie może więc zabraknąć oliwy aromatyzowanej awokado.


Podobnie, jak w innych krajach Ameryki Łacińskiej, Hiszpanie wprowadzili uprawę winorośli w Chile w XVI wieku. Jednak nowoczesne winiarstwo rozwinęło się w XIX wieku wraz z rozprzestrzenianiem się kultury francuskiej. Kilka lat przed spustoszeniem winnic europejskich przez filokserę (odmiana mszycy) winnice obsadzono sadzonkami sprowadzonymi z Francji. Dzięki temu w Chile zachowały się odmiany, które zostały zniszczone w Europie, m.in. Carmenere. Długo uważano ją za odmianę merlota. Dopiero w 1994 r. badania DNA wykazały, że jest to stary szczep uprawiany w winnicach Bordeaux przed zniszczeniem przez filokserę, znany także jako grand vidure. Szczep Carmenere daje wino, które cechuje się wiśniowo-owocowym bukietem z nutami ziemisto-przyprawowymi i karmazynowym kolorze. Smak przywodzi na myśl także gorzką czekoladę, tytoń i skórę. Degustacja tego wina, to wielka przyjemność.


Jeśli chodzi o desery, to przede wszystkim muszą być bardzo słodkie. My skosztowaliśmy ciasteczek „Chilenitos”. To dwie bezy przekładane kremem „dulce de leche”, czyli mleczną słodyczą i polukrowane, a ciasteczka „Alfajor” składają się z dwóch płaskich części podobnych do małych pierników przekładanych również kremem „dulce de leche” i oblanych mleczną czekoladą. „Dulce de leche” można też dodawać do naleśników lub placków, albo do czego się chce.

Do typowych chilijskich słodkości pasuje lekkie wino deserowe powstałe z połączenia szczepu Sauvignon Blanc i Gewurztraminer o intensywnym owocowym aromacie z nutą cytrusową i odrobiną miodu.

Yerba Matte, nie jest w Chile tak popularna, jak w Argentynie, ale można kupić bardzo ładne naczynia do picia, nawet bardzo tradycyjne z wydrążonej małej dyni „calabaza”


Nie mogło zabraknąć muzyki. Choć gra wymaga umiejętności, to zapał też jest ważny :)
Okaryna w wersji mini wydaje śliczne dźwięki podobne do fletu, ale bardziej skoczne.
Nie zabiera dużo miejsca, więc właściwie można się z nią nie rozstawać.


Charango, instrument dziesięcio-strunowy, tradycyjnie wytwarzany z muszli pancernika „armadillo”. Obecnie produkowany z drewna, wykorzystywany w tradycyjnej muzyce andyjskiej.

SALUDOS!

środa, 16 kwietnia 2014

MAZUREK

Odnoszę wrażeniem, że nasza fantazja w kuchni maleje z biegiem lat. Na pewno dotyczy to ciasta, bez którego nie wyobrażam sobie Wielkanocy, czyli mazurka.
Autorka „Kuchni polskiej” Marzenna Kasprzycka w wydaniu z 2002 r. podaje przepisy na
9 rodzajów mazurków. Podczas gdy niezawodna Lucyna Ćwierczakiewiczowa w książce „Jedyne praktyczne przepisy”, zawierającej propozycje ciast, konfitur, likierów, marynat, opisuje 40 rodzajów mazurków. To jest prawdziwe mazurkowe szaleństwo.


Skusił mnie przepis na mazurek z rodzynkami bez ciasta.

Przepis:

Pół funta rodzynków tureckich, pół funta czarnych, drobnych, korynckich, pół funta migdałów sparzonych utłuc i rozcierać z funtem cukru, wsypać ćwierć funta mąki kartoflanej, wlać dobrze ubite cztery jaja i w to wsypać łyżeczkę różnych, jakie kto lubi, tłuczonych korzeni, jak na przykład: cynamonu, goździków, gałki muszkatołowej itp. Wymieszać to wszystko doskonale, ułożyć na grubość dwóch centymetrów i upiec w średnio gorącym piecu.

pół funta = 0,2 kg (w przybliżeniu 1 szklanka)


Przepis nie jest precyzyjny, jeśli chodzi o pieczenie, ja piekłam w piekarniku nagrzanym do 170 stopni przez około 25 min. sprawdzając patyczkiem, czy jest upieczone.


Finał:

Mazurek jest wilgotny, aromatyczny z wyczuwalną słodyczą rodzynek i zapachem cynamonu (dodałam go najwięcej). Spróbowałam kawałeczek, więc żeby zakryć ten uszczerbek dodałam polewę z gorzkiej czekolady, na którą wskoczyły od razu żółte kurczaczki.
Smacznego!

niedziela, 13 kwietnia 2014

ŚLEDZIE

Nie jestem wielką fanką śledzi, ale dwa razy w roku, przed Wielkanocą i przed Bożym Narodzeniem, nadchodzi ich czas i co najmniej przez jeden dzień panoszą się w kuchni. Który przepis wybrać? Jest ich tyle, że trudno się zdecydować. Zaglądam oczywiście do propozycji Lucyny Ćwierczakiewiczowej, która w książce „365 obiadów” podaje kilka propozycji: śledzie marynowane, śledzie smażone, śledzie z jajkiem, itp.

W Polsce w XIX wieku w czasie postu jadano śledzie przede wszystkim na śniadanie. Lucyna Ćwierczakiewiczowa stwierdza, że śledzie jada się ciągle i rozmaicie: z oliwą, octem i kaparami, z octem i cebulą, ale to wszystko stare sposoby. Najsmaczniejsze są z kartoflami.

Wybieram przepis na majonez ze śledzia na śniadanie:
Doskonałego śledzia, ulika, wymoczyć dobrze na co najmniej 18 godzin, trzymając w chłodnym miejscu, obrać ze skóry i ości, pokrajać w płaskie, nieduże kawałki. Ugotować pięć średniej wielkości kartofli w łupinach, obrać i pokrajać na cienkie plasterki. Utrzeć jedno surowe żółtko z dwoma łyżkami oliwy, odrobiną musztardy i soli, jak zwyczajny majonez. Wziąć mały talerzyk, ułożyć okrągło jedną warstwę śledzia, przykryć warstwą kartofli, posypać pieprzem i kaparami, następnie znowu śledzie i kartofle i tak dalej; utworzy się z tego babka, którą polać majonezem i posmarować boki tak, aby wszystko było tym majonezem pokryte. Z wierzchu ubrać grzybkiem i korniszonami lub galaretką z nóżek i podać na śniadanie.


Przyznam się, że pomysł podania śledzi z galaretką z nóżek i to na śniadanie powoduje dziwny skurcz w moim żołądku i raczej nie podjęłabym takiego ryzyka.
Nie wiem, czy efekt końcowy powinnien tak wyglądać? Ale jeśli chodzi o smak, to jest całkiem niezły, chociaż szału nie ma.


W mojej rodzinie na liście śledziowych przebojów króluje, jako numer 1, przepis, według którego przygotowuję śledzie od kilku lat i żaden inny jeszcze go nie pokonał.

A oto ulubiony przepis:
1/2 kg śledzi matiasów w oleju (najlepiej Lisnera)
1/2 kg cebuli
200 g koncentratu pomidorowego
olej
sól, pieprz,
1/2 łyżeczki majeranku
1 - 2 łyżki miodu
ok. 50 g rodzynek
ok. 50 g śliwek wędzonych

Śledzie moczyć w zimnej wodzie lub mleku ok. godziny. Namoczyć rodzynki. Cebulę obrać i drobno pokroić. Na patelni rozgrzać trochę oleju, usmażyć na nim cebulę, aż zrobi się szklista. Dodać koncentrat pomidorowy. Cebula powinna się nim dokładnie pokryć. Doprawić solą, pieprzem, majerankiem. Przesmażyć kilka minut. Dodać namoczone wcześniej rodzynki (bez wody) i pokrojone śliwki. Przesmażyć przez chwilę i wyłączyć. Poczekać, aż całość przestygnie, dodać miód i dobrze wymieszać. Odsączyć śledzie, osuszyć na papierowym ręczniku. Pokroić na kawałki. Dodać do przygotowanego sosu, wymieszać, ewentualnie doprawić solą i pieprzem. Całość przełożyć do szklanego naczynia, np. słoika, zakręcić. Najlepiej, gdyby śledzie pozostały w lodówce dobę lub dwie i można pałaszować.
Smacznego!

sobota, 12 kwietnia 2014

FRYKANDO

Frykando brzmi jak nazwa tańca dworskiego lub salonowego, podobnie do nazw takich jak: tango mambo, saltarello, czy sarabanda. Jednak z tańcem nie ma nic wspólnego.
Frykadno to pochodzące z francuskiego określenie poszczególnych części udźca (cielęcego, wieprzowego lub dziczyzny).

Powracam do przepisów z początku XIX w. zawartych w książce Maggie Black i Deirdre Le Faye pt. Książka kucharska Jane Austen”, z której już korzystałam w poście DUMA I UPRZEDZENIE.


W czasach Jane Austen właściciele ziemscy mogli sobie pozwolić na dobre i wykwintne jedzenie. W tym czasie Anglicy słynęli z zamiłowania do mięsa, choć sposób jego przyrządzania był odmienny od współczesnego. Najczęściej pieczono je na rożnach na wolnym ogniu, zawijając w olejowany papier, aby zapobiec przypaleniu.

W rozdziale, dotyczącym wizyty przyjaciół znajduję przepis na frykando cielęce.

Przepis:

Weź udziec cielęcy, wytnij z części grubej plastry na pół cala grube i sześć cali długie. Obłóż łodygami młodych karczochów i oprósz mąką. Piecz na ogniu, aż nabiorą jasnobrązowego koloru, po czym przełóż do wielkiego rondla, dodaj kwartę sosu i duś przez pół godziny. Dołóż plasterek cytryny, nieco sardeli, dwie łyżeczki pikli cytrynowych, pokaźną łyżkę przecieru orzechowego, takąż smażeniny, trochę pieprzu kajeńskiego, kilka smardzów i trufli. Kiedy frykando miękkim się stanie, wyjmij je, a sos zagęść masłem i mąką. Przecedź, wyłóż mięso na półmisek i polej dobrze sosem, obłóż cytryną i berberysem. Niektórzy dekorują pulpecikami albo kulkami zawijanymi w cielęcą kiszkę, albo żółtkami jaj na twardo gotowanych, co mile cieszy oko.

Przepis uwspółcześniony:

6 plastrów cielęciny grubych na centymetr
kilka gałązek świeżego rozmarynu
sól i pieprz
olej lub masło do smażenia
1 litr rosołu
1 łyżka soku z cytryny
1 łyżka pasty z sardeli (anchois)
2 lub 3 łyżki przecieru grzybowego
11 dag drobno pokrojonych pieczarek
pieprz cayenne
beurre manie zrobione z 2,5 dag miękkiego masła i tej samej ilości mąki
Do dekoracji:
plasterki cytryny
żurawina lub sos żurawinowy
1 lub 2 żółtka ugotowanego na twardo jajka

Rozbij mięso tłuczkiem, natrzyj rozmarynem i posól. Usmaż na oleju lub maśle, tak by lekko się przyrumieniło z obu stron, przełóż do rondla, dodaj rosół, sok z cytryny, przecier z sardeli i grzybowy, pieczarki i szczyptę pieprzu cayenne. Duś, aż mięso zrobi się miękkie. Przełóż frykando na półmisek i trzymaj w cieple. Zdejmij rondel z ognia, wrób małe kawałeczki beurre manie, ponownie podgrzej i zagęść sos do konsystencji, jaka wyda ci się odpowiednia. Polej nim mięso, udekoruj cytryną, żurawiną i pokruszonym żółtkiem.

W trakcie oczekiwania, aż mięso się udusi towarzyszy mi Emma, bohaterka powieści Jane Austen o tym właśnie tytule. Nie jest to tylko powieść o perypetiach matrymonialnych, ale także komedia pomyłek, w czasie której urocza bohaterka szuka odpowiednego męża dla swojej ubogiej przyjaciółki, nie zauważając przy tym, że sama staje się zakochana. Na podstawie powieści nakręcono kilka filmów m.in. z Gwyneth Paltrow w roli głównej


oraz małe co nieco :)


Finał:

Przyznam się, że nie dodałam żurawiny, ale i bez niej frykando jest pyszne. Mięso miękkie i delikatne w bardzo esencjonalnym sosie, w którym wyczuwa się rozmaryn, aromat grzybów i cytrynową świeżość. Bardzo przyjemne połączenie :)

środa, 9 kwietnia 2014

ZUPA CEBULOWA

Soupe à l' oignon, czyli zupa cebulowa to popularne danie kuchni francuskiej.
Znaną miłośniczką i wielką propagatorką tej kuchni była Amerykanka Julia Child, autorka słynnych książek kucharskich oraz telewizyjnych programów kulinarnych.
W 1951 r., jako pierwsza kobieta ukończyła prestiżową francuską szkołę kucharską „Cordon bleu”. W 1961 roku ukazała się jej bestsellerowa 743-stronicowa książka kucharska z przepisami na francuskie dania „Mastering the Art of French Cooking” (przygotowana we współpracy z dwiema przyjaciółkami). Jednak to Julia wykonała większość pracy, związanej z opracowaniem przepisów i dostosowaniem do amerykańskich realiów.
Od 1963 r. prowadziła telewizyjny program kulinarny „Francuski Szef Kuchni”, emitowany przez kolejnych 10 lat. To właśnie jej Amerykanie i nie tylko oni, zawdzięczają możliwość przygotowania w domu wybornych dań, będących klasyką kulinarną.


Przepis pochodzi z książki pt. Francuski Szef Kuchni, zawierającej wszystkie przepisy z kultowego programu kulinarnego, prowadzonego przez Julię Child. Potrzebne składniki i kolejne etapy przygotowywania dania, opisane zostały w tak przystępny sposób, że nawet osoby mające małe doświadczenie w kuchni poradzą sobie bez problemu.

Przepis:

ciężkie naczynie do zapiekanek lub rondel o pojemności 4 litrów
3 łyżki masła
1 łyżka oliwy lub oleju
ok. 70 dag, czyli 5 – 6 szklanek cienko pokrojonej cebuli
1 łyżeczka soli
1/2 łyżeczki cukru
3 łyżki mąki
3 litry gorącego bulionu wołowego
1 szklanka czerwonego lub białego wina
1 liść laurowy
1/2 łyżeczki szałwii
sól i pieprz do smaku

Roztop masło z olejem w rondlu lub naczyniu do zapiekanek, dodaj plasterki cebuli i wymieszaj, żeby cała cebula pokryła się tłuszczem. Przykryj i duś na umiarkowanym ogniu przez 15 – 20 minut, od czasu do czasu mieszając, aż cebula zeszkli się i zmięknie. Zdejmij pokrywkę, zwiększ ogień, dodaj sól oraz cukier, wymieszaj. Cukier będzie się karmelizował i nada cebuli złocisty kolor. Smaż przez około 30 minut, często mieszając, aż cebula się mocno przyrumieni. Zredukuj ogień do umiarkowanego, wmieszaj mąkę i dodaj trochę masła, jeśli mąka nie połączy się z cebulą. Smaż na małym ogniu, przez mniej więcej 2 minuty, nieprzerwanie mieszając, aż mąka przyrumieni się lekko. Zdejmij z ognia.
Wlej szklankę gorącego bulionu i wymieszaj drucianą ubijaczką, żeby połączyć mąkę z bulionem. Wlej resztę bulionu oraz wino, dodaj liść laurowy i szałwię. Zagotuj i pozostaw na małym ogniu przez 30 – 40 minut. Dopraw do smaku solą i pieprzem. Podawaj z bagietkami i tartym parmezanem.


Zupa cebulowa wymaga cierpliwości i częstego mieszania. Nawet największy twardziel uroni kilka łez w trakcie jej przygotowywania.

O wiele fajniej miesza się zupę i czeka na finał, przy dźwiękach francuskiej muzyki, wybranej specjalnie do umilania gotowania.


Finał:

Dzięki długiemu duszeniu cebula zupełnie traci ostrość i przekształca się w zupie w jedwabistą emulsję z nutą słodyczy przełamaną odrobiną goryczy szałwii. Chociaż nie ma tego w przepisie Julii Child, ja zawsze dodaję pod koniec gotowania mały kieliszek koniaku, który niesamowicie wzbogaca smak i aromat.
BON APPETIT!

niedziela, 6 kwietnia 2014

KRAKÓW

Miałam nadzieję, że Kraków przywita mnie ciepłem i słońcem. Niestety niebo zakrywały chmury i co chwila wiał porywisty wiatr.


To nie jest moja pierwsza wizyta w Krakowie, ale tym razem jestem wyposażona w przewodnik i to nie byle jaki, ale "Przewodnik po Europie" opracowany przez dr Mieczysława Orłowicza w 1914 r. Czy po 100 latach od jego wydania będzie jeszcze przydatny? Oczywiście najważniejsze zabytki, takie jak Wawel, kościół Mariacki, Biblioteka Jagiellońska nadal można zwiedzać i raczej w ciągu ostatnich 100 lat się nie zmieniły. A inne?
Nie tracąc czasu prosto z dworca głównego zmierzam ulicą Szpitalną w stronę Rynku Głównego. To trochę, jak podróż w czasie.




Według przewodnika na rogu ul. Szpitalnej i ul. Pijarskiej mieści się teatr miejski (obecnie teatr im. J. Słowackiego), przed którym z pomnika przygląda się przechodniom z kamienną twarzą hrabia Aleksander Fredro. Potwierdzam tak samo, jak przed 100 laty.


Prawie na przeciwko widać pozostałości murów miejskich.


Jeśli chodzi o inne obiekty, z których korzystają turyści, jak hotele, restauracje, kawiarnie, środki transportu? W przewodniku polecane są hotele "Pollera" przy ul. Szpitalnej, "Grand Hotel" i Saski" przy ul. Sławkowskiego, "Drezdeński" przy Rynku oraz "Francuski" przy ul. Pijarskiej. Większość z nich nadal działa w tych samych miejscach.


Kościół Mariacki i Sukiennice na Rynku.


Dawniej zmęczeni podróżni korzystali z dorożek (wyłącznie jednokonnych), omnibusów (jedynie wysyłanych z hoteli Saski i Grand) lub tramwaju elektrycznego. Obecnie mogą podróżować w wersji eksluzywnej :)


lub podstawowej, ekologicznej :)


Odpocząć od zgiełku Rynku Głównego najlepiej na pięknym dziedzińcu "Collegium Maius" Uniwersytetu Jagiellońskiego.


Hotele "Saski" i Grand" nadal przyjmują gości w swoich siedzibach przy ul. Sławkowskiego.



Spacerując uliczkami starego miasta warto skosztować krakowskich specjałów:
gorących pieczonych kasztanów i precli (ja przepadam za tymi z sezamem).



Trudno oprzeć się widokowi czekoladek w Krakowskiej Manufakturze Czekolady. Po wejściu za próg mam wrażenie, że wchłaniam czekoladę z każdym oddechem, aż kręci się w głowie. Co za pyszności :)


Bardziej wygłodniali turyści mogli posilić się w wykwintniejszych miejscach. W 1914 r. temu polecano przede wszystkim restauracje w hotelach oraz u Hawełki przy Rynku i u Kuczmierczyka przy ul. Św. Anny (już nie istnieje).


Pałac pod Baranami znalazł się w przewodniku ze względu na piękną galerię obrazów hrabiego Potockiego (nie wiem czy jeszcze tam jest), ale kamienica jest bardzo ładna.


A teraz można wreszcie odpocząć po sprawdzeniu, czy w walizce nie przyjechał przypadkiem jakiś KraKot na gapę :)