środa, 30 lipca 2014

KRAKOWSKI KAZIMIERZ - CYMES

Kolejny raz spędzamy weekend w Krakowie. Tym razem decydujemy się na dłuższy spacer, ale nie po starówce o tej porze roku zatłoczonej niemiłosiernie przez gromady turystów. Przechodzimy obok górującego nad miastem Wawelu i dalej bulwarem nad Wisłą.



Kierujemy się w stronę krakowskiego Kazimierza, przed wielu laty dzielnicy żydowskiej. Konikowi dajemy odpocząć :)


Kazimierz wygląda trochę, jak ubogi krewny krakowskiej starówki. Kamienice są mniej reprezentacyjne, a często stęsknione remontu od wielu lat, ulice wybrukowane "kocimi łbami". Ale i tu można znaleźć ciekawe zabytki i urocze zakątki.
Budynek najstarszej synagogi w Polsce wybudowany w XV wieku i przebudowany po pożarze w XVI wieku. Obecnie mieści się tu bardzo interesujące muzeum, związane z historią i zwyczajami Żydów.



Wśród wąskich uliczek wyróżnia się ulica Szeroka, jak sama nazwa wskazuje jest szeroka, ale niestety bardzo krótka. Urody dodają jej liczne restauracje i kawiarnie, także z lodami.




Oprócz zwiedzania wielu ciekawych zabytków pełnych pamiątek z przeszłości, czas można też miło spędzić w nowoczesnych, a jednocześnie klimatycznych miejscach, np. w takich fikuśnych fotelach.


Niektóre budynki zyskały zupełnie nowe oblicze, dzięki sztuce ulicznej :)

Moje ulubione dzieło :)


Nie mogło zabraknąć ciekawskiego kotka, gdy tyle się dzieje za oknem :)


Oczywiście nie może zabraknąć kuchni żydowskiej. Cymes, to słowo, które zawsze kojarzyło mi się z czymś smacznym. I tak też jest, to wspólna nazwa kilku potraw żydowskich, które najczęściej podaje się jako rodzaj deseru. Cymesem w środkowej i wschodniej Polsce najczęściej nazywano potrawę, która jest rodzajem słodkiego gulaszu, najczęściej zawierającego w swoim składzie podsmażaną marchewkę. Cymes ma zazwyczaj barwę pomarańczową lub czerwoną i jest zawsze słodki. Istnieją rodzaje cymesu, które są daniem głównym i zawierają mięso oraz rodzaje które zawierają tylko warzywa i owoce i są podawane jako deser.

Przepis na "Cymes z marchwi" z blogu "kultura żydowska"

Składniki:
-Marchew - 60 dag
-Rodzynki -15 dag
-Cukier -10dag
-Miód - 10 dag
-Cynamon do smaku

Sposób przygotowania:

Oczyszczoną i opłukaną marchew kroimy w kostkę i gotujemy w małej ilości wody z dodatkiem cukru. Gdy marchew stanie się na wpół miękka (po około 15 min) dodajemy rodzynki oraz miód i gotujemy do miękkości i zagęszczenia (około 15 min). Dodajemy cynamon do smaku. Ja przygotowałam z połowy składników, czyli 2 duże porcje lub 3 małe.


Bardzo słodki prosty deser :)


Smacznego :)

niedziela, 27 lipca 2014

SŁONECZNE PALUSZKI

Mamałyga, czyli narodowa rumuńska potrawa z mąki albo kaszy kukurydzianej popularna jest także w innych krajach południowo-wschodniej Europy, m.in. w kuchni węgierskiej, siedmiogrodzkiej, bułgarskiej i ukraińskiej. Odmianą mamałygi popularną w północnych Włoszech jest polenta.
Mnie urzeka jej złoty kolor, przypominający słońce na talerzu. Najczęściej jest podawana jako dodatek do mięsa lub sosu. Proponuję trochę inne pomysły, czyli kaszkę kukurydzianą w formie przekąski i w formie deseru.

Przepis podstawowy:
1 szklanka kaszki kukurydzianej
3 szklanki wody
1/2 łyżeczki soli
łyżeczka masła


W garnku lub rondlu (najlepiej z powłoką teflonową) zagotowujemy osoloną wodę, wrzucamy bardzo powoli kaszę, cały czas energicznie mieszając, żeby nie powstały grudki. Gotujemy 30 minut na małym ogniu często mieszając. Na koniec dodajemy łyżeczkę masła. Jeśli chcemy przygotować wersję słoną dodajemy ulubione przyprawy i zioła, np. oregano. Jeśli chcemy przygotować wersję słodką dodajemy 1/2 łyżeczki cukru.

Kaszę zdejmujemy z ognia i czekamy kilka minut, żeby ostygła. Foremkę wykładamy papierem do pieczenia, co ułatwi nam wyjęcie kaszy z formy.


Przekładamy kaszę do foremki, czekamy, aż całkiem ostygnie.

Przekładamy kaszę na deskę i kroimy na kawałki o szerokości około 3 cm.

Na patelni (najlepiej z powłoką teflonową) rozgrzewamy łyżkę masła lub oliwy i smażymy paluszki z mamałygi na złoto-brązowo z obu stron.


Paluszki przekładamy na talerze. Do mamałygi w wersji słonej dodajemy na wierzch łyżkę twarogu, np. z koziego mleka i podsmażoną na patelni cebulę oraz małe pomidorki koktajlowe (lub inne ulubione dodatki). Skrapiamy delikatnie oliwą i octem balsamicznym.


Do mamałygi w wersji słodkiej dodajemy na wierzch łyżkę twarożku lub bitej śmietany, ulubione owoce (ja dodałam brzoskwinię) i skrapiamy miodem.


Słońce na talerzu - poprawia humor nawet w pochmurny dzień :)
Smacznego :)

środa, 23 lipca 2014

SAŁATKA WALDORF-ASTORIA

Waldorf-Astoria, to znany z luksusu nowojorski hotel, położony na Manhattanie. Początkowo były to dwa hotele. Właścicielem pierwszego, otwartego w 1893, był William Waldorf Astor. Drugi należał do jego kuzyna, Johna Jacoba Astora IV i został otwarty w 1897. Nazwa powstała z połączenia nazwiska właścicieli i nazwy miejscowości, z której pochodzili. Obecnie hotel należy do sieci Hilton (oficjalną nazwą hotelu jest The Waldorf=Astoria Hotel).

(źródło wikipedia)

Swoją sławę hotel zawdzięcza nie tylko architekturze i wykwintnemu wyposażeniu, ale także znakomitej kuchni, w szczególności wymyślonej na przełomie XIX i XX wieku przez ówczesnego szefa kuchni Szwajcara Oskara Tschirky sałatce Waldorf-Astoria. Na przestrzeni lat powstało wiele wersji sałatki, ale trzy składniki pozostały niezmienne: seler, jabłko i orzechy włoskie. Mało kogo stać na pobyt w hotelu Waldorf-Astoria, ale przygotować i cieszyć się smakiem sałatki Waldorf-Astoria może każdy. Skorzystam z przepisu pochodzącego z książki Hanny Szymanderskiej "Dania z anegdotą".

Przepis:

2 jabłka (twarde i kwaśne)
1 średnia bulwa selera
2 łyżki posiekanych orzechów włoskich
250 gram gotowanej piersi z kurczaka
3 łyżki wina (madera)
3/4 szklanki majonezu
łyżka soku z cytryny
sól, pieprz
1 pomarańcza
kilka liści sałaty
kilka listków natki pietruszki



Myjemy seler, wrzucamy na lekko osolony wrzątek i gotujemy 5 minut. Odcedzamy, przelewamy zimną wodą i osuszamy. Obieramy i kroimy w cienkie słupki, następnie skrapiamy 2 łyżkami wina.


Jabłka obieramy, usuwamy gniazda nasienne, kroimy w słupki, skrapiamy sokiem z cytryny i 1 łyżką wina.


Kurczaka kroimy w paski, orzechy prażymy na rozgrzanej suchej patelni. Wszystkie składniki łączymy.


Dodajemy majonez, sól i pieprz do smaku. Wkładamy na kilka minut do lodówki. W tym czasie obieramy pomarańczę i dzielimy na cząstki.


Na talerzu rozkładamy liście sałaty, na wierzch układamy sałatkę, dekorujemy cząstkami pomarańczy i natką pietruszki.


Smakuje i wygląda świetnie :)
Smacznego :)

niedziela, 20 lipca 2014

TRUFELKI MARCEPANOWE

Popularne powiedzenie mówi, że jeśli coś jest przyjemne lub smaczne, to jest albo nielegalne, albo tuczące. Tego poglądu na szczęście nie można zastosować do migdałów. Nie dość, że są jednymi z najsmaczniejszych bakalii, to jeszcze zawierają wiele drogocennych, korzystnie oddziałujących na zdrowie składników. Są bardzo dobrym źródłem łatwo przyswajalnego białka, zawierają także dużo wapnia.Znajdziemy w nich również witaminę E - substancję młodości, która chroni przed niekorzystnym wpływem wolnych rodników, wzmacnia ściany naczyń krwionośnych, co chroni przed chorobami układu krwionośnego; witaminę B2, odpowiedzialną za prawidłowe funkcjonowanie układu nerwowego i narządów wzroku; istotne mikroelementy, jak cynk oraz magnez. Do tych wszystkich zalet warto dodać, że migdały ze względu na dużą zawartość błonnika nie są tuczące.

Jeśli chodzi o mnie, to najważniejszym plusem migdałów jest możliwość przygotowania z nich marcepanu. Przepis zainspirowany recepturą Lucyny Ćwierczakiewiczowej w książce „Jedyne praktyczne przepisy”.

Przepis:

szklanka startych migdałów
szklanka cukru pudru
30 ml wody różanej lub wody wymieszanej pół na pół z ulubionym likierem, np. amaretto
kakao do posypania


Ja użyłam kupionych startych migdałów, ale jeśli chcecie wykorzystać całe migdały, to należy je najpierw sparzyć wrzątkiem, obrać ze skórki, osuszyć i zmielić.

Wszystkie składniki zmiksować na gładką masę. Włożyć do lodówki na 30 minut, następnie formować w palcach kulki wielkości trochę większej od orzecha laskowego, posypać kakao. Przed podaniem schłodzić w lodówce.


Trufelki znikają tak szybko, że lepiej od razu zrobić z podwójnej ilości składników:)


Smacznego :)

czwartek, 17 lipca 2014

HISZPAŃSKI CHŁODNIK - GAZPACHO

Lato w pełni. Za oknem soczysta zieleń, błękit nieba i dużo słońca. Temperatura idzie w górę, a apetyt w dół. Nie mamy ochoty na ciężkie, kaloryczne dania. A może chłodnik...
W gorącej i suchej Hiszpanii w lecie przygotowuje się chłodnik, który zyskał popularność w całym kraju, ale najsłynniejszy jest ten pochodzący z Sewilli. Przepis prawdopodobnie przybył do Andaluzji przed wiekami wraz z pojawieniem się Arabów. Gazpacho po arabsku znaczy "zmoczony chleb". Od tego czasu powstało wiele różnych wersji tej zupy, ale w każdej podstawę stanowią pomidory, czosnek i oliwa.
Ja skorzystam z receptury zamieszczonej przez Hannę Szymanderską w bardzo interesującej książce pt. "Dania z anegdotą".


Przepis:
na 4 porcje

1 mały ogórek
400 gram mięsistych pomidorów
200 gram pszennej bułki (bez skórki)
3 ząbki czosnku
1 łyżka koncentratu pomidorowego
1 łyżeczka soli
2 łyżki octu winnego
2 łyżki oliwy z oliwek
2 szklanki przegotowanej zimnej wody
pieprz


Pomidory nacinamy na krzyż na końcach, następnie najlepiej je sparzyć lub włożyć do gotującej się wody na 30 sekund. Obieramy pomidory ze skórki, kroimy na ćwiartki i usuwamy pestki. Obieramy ogórka, kroimy na plasterki, bułkę kroimy w kostkę. Obieramy czosnek, przeciskamy przez praskę. Wszystkie składniki miksujemy z solą, koncentratem pomidorowym, octem i oliwą. Dodajemy pieprz do smaku. Wlewamy wodę, chwilę jeszcze miksujemy. Wstawiamy do lodówki na około godzinę. Jeśli nie mamy czasu na czekanie, możemy dodać trochę mniej wody i kilka kostek lodu.


Zupę podajemy w miseczkach lub talerzach. Osobno podajemy dodatki jakie lubimy, np. pokrojoną cebulę, ogórki, paprykę, oliwki, grzanki...
Gazpacho orzeźwia, a co ważne uzupełnia minerały, które w czasie upałów "wyparowują" przez naszą skórę :)


Smacznego :)

wtorek, 15 lipca 2014

SZARLOTKA

Szarlotka to jedno z moich ulubionych ciast. Kojarzy mi się z jesienią, bo wtedy pojawiają się szare renety, czyli najlepsze jabłka na szarlotkę. Nazwa "Reneta" pochodzi z francuskiego reinette (prawdopodobnie w znaczeniu Królowa Jabłek). Jest to stara grupa odmian uprawnych jabłoni domowej. Owoce nie są piękne, najczęściej mają zielono-rdzawą skórkę, ale dzięki temu, że są twarde, charakteryzują się winno-kwaskowatym smakiem i aromatem, doskonale pasują do ciast.

Na szczęście możemy upiec szarlotkę używając innych jabłek, ważne żeby były twarde.
Przepis to mix receptury podanej przez autorkę „Kuchni polskiej” Marzennę Kasprzycką, porad, dotyczących ciast autorstwa Lucyny Ćwierczakiewiczowej w książce „Jedyne praktyczne przepisy” oraz trochę moich doświadczeń.

Przepis:
na formę o średnicy 23 cm

na kruche ciasto;

2 szklanki mąki
1/3 szklanki cukru pudru
1 kostka masła, do ciasta bez jednej łyżki, którą zużyjemy do posmarowania formy
3 żółtka
1 łyżka śmietany (opcjonalnie)
2 łyżki bułki tartej

na nadzienie:

3 duże twarde jabłka
1 łyżka wody
1/3 szklanki cukru
1 łyżeczka cynamonu
1 łyżka mąki
2 łyżki soku z cytryny



Mąkę i cukier puder przesiewamy do miski, dodajemy zimne masło pokrojone na małe kawałki i zagniatamy, żeby powstały duże grudki (ja używam do przygotowania ciasta malaksera, co ułatwia pracę). Do masy dodajemy żółtka, śmietanę, szczyptę soli i wyrabiamy ciasto. 2/3 ciasta kładziemy na kawałku folii spożywczej, spłaszczamy i przykrywamy drugim kawałkiem folii (łatwiej będzie je później rozwałkować). 1/3 ciasta owijamy osobnym kawałkiem folii spożywczej. Obie części ciasta wkładamy do lodówki na 2 godziny.

W tym czasie przygotowujemy nadzienie. Jabłka kroimy na ćwiartki, obieramy ze skórki i gniazd nasiennych. Każdą ćwiartkę kroimy na pół a następnie na plasterki. Pokrojone wkładamy do rondla, dodajemy łyżkę wody, posypujemy cukrem i cynamonem, a następnie przykrywamy i dusimy na małym ogniu 15 minut, bez mieszania tylko potrząsając od czasu do czasu naczyniem. Zdejmujemy pokrywkę posypujemy jabłka łyżką mąki, delikatnie mieszamy, dodajemy sok z cytryny, mieszamy ostatni raz. Odstawiamy z ognia, żeby jabłka wystygły.


Rozgrzewamy piekarnik do 200 stopni. Wyjmujemy z lodówki część ciasta (2/3) i przez folię rozwałkowujemy cienko, do takiej wielkości, żeby pasowało do formy i pokryło dno plus około 2 cm brzegu. Formę smarujemy łyżką masła i posypujemy łyżką bułki tartej. Ciasto wyjmujemy z folii i przekładamy do formy.


Rozwałkowane ciasto wkładamy do formy, pokrywając dno i brzeg do wysokości 2 cm. Nakłuwamy ciasto widelcem i wstawiamy do piekarnika na 8 - 10 minut.


Wyjmujemy ciasto z piekarnika. Czekamy około 15 minut, żeby trochę ostygło, posypujemy 1 łyżką bułki tartej, wykładamy nadzienie.


Wyjmujemy z lodówki drugą część ciasta (1/3), odwijamy z folii i ścieramy na tarce o grubych otworach na nadzienie. Obniżamy temperaturę piekarnika do 180 stopni, wstawiamy ciasto i pieczemy około 45 minut.


Wyjmujemy ciasto z piekarnika, czekamy, aż ostygnie, posypujemy cukrem pudrem, tak jak lubimy i możemy zajadać.

Smacznego :)

sobota, 12 lipca 2014

GRUSZKI Z UMBRII

Umbria to górzysty region leżący w środkowej części Włoch. Po 1000 dniach w Wenecji i 1000 dniach w Toskanii, amerykańska pisarka Marlena de Blasi przenosi się z mężem do sąsiadującej z Toskanią Umbrii. Zamieszkują w miasteczku Orvieto, zawiązują nowe przyjaźnie, poznają kolejne zwyczaje kulinarne i lokalne przypowieści.


Mnie najbardziej podoba się wzruszająca opowieść o łzach Etrusków, mieszkańców tych terenów w czasach przedrzymskich. Każda kobieta, mężczyzna i dziecko miało małe naczynie na łzy. Płaczący Etrusk sięgał po wazonik z terakoty, przystawiał do oka i zbierał łzy. Starożytni wierzyli, że skapują z duszy, która topnieje, więc kto je ronił, tracił także duszę. Do zebranych łez dodawali olejki wonne, pokruszone fiołki albo płatki róż. W ten sposób uzyskiwali perfumy, żeby namaścić nimi tych, których kochali. Można powiedzieć, że oddawali duszę za miłość.

Książka oprócz ciekawych historii, zawiera też przepisy na tradycyjne dania z regionu Umbrii. Wybieram przepis na smażone gruszki z serem.

Przepis:

dla 3 osób

3 gruszki
3 łyżki masła
2 łyżki oliwy
1/3 szklanki mąki kukurydzianej
1/2 szklanki wina Orvieto classico lub innego białego półwytrawnego wina
1/4 szklanki miodu najlepiej gryczanego
150 gramów sera pecorino lub innego słonawego sera (ja dodałam trochę oscypka i sera pleśniowego)
pieprz i sól


Gruszki kroimy na pół i obieramy ze skórki (gniazda nasienne zostawiamy). Mąkę wsypujemy na płaski talerzyk. Na patelni rozgrzewamy oliwę i 2 łyżki masła. Czekamy, aż masło się zapieni, wtedy połówkę gruszki od przeciętej strony przyciskamy do mąki, tak aby na powierzchni gruszki pozostała przyklejona cienka warstwa mąki, następnie kładziemy przeciętą stroną na patelnię i posypujemy pieprzem i solą.

Po kolei kładziemy wszystkie gruszki (nie powinny się stykać). Smażymy około pięciu minut, odwracamy solimy i pieprzymy tak jak poprzednio.

Czekamy pięć minut, przekładamy po dwie połówki na każdy talerz, wokół gruszek układamy po dwa plasterki sera. Na patelnię wlewamy wino, zwiększamy ogień, chwilę mieszamy i czekamy około 2 minuty, aż wino odparuje. Patelnię zdejmujemy z ognia, wkładamy pozostałą łyżkę masła i miód, mieszamy, żeby miód się zrobił płynny i polewamy gruszki i ser na talerzach.


To danie przede wszystkim dla wielbicieli słono-słodkich smaków. Ale myślę, że innym też przypadnie do gustu. Ja bardzo polubiłam gruszki z Umbrii.

poniedziałek, 7 lipca 2014

NALEŚNIKI Z SOSEM MALINOWYM

Naleśniki były daniem awaryjnym, gdy moje córki były małe i chciałam przygotować w ekspresowym tempie coś co lubią. Teraz mogę sobie pozwolić na poszukiwanie i próbowanie różnych wariantów znanych potraw i nie muszę już się spieszyć. Zainspirowana przez Lucynę Ćwierczakiewiczową i jej książkę "365 obiadów", przygotowałam naleśniki w oparciu o recepturę z połowy XIX wieku.


Przepis:

4 jajka
szklanka mąki
szklanka mleka (chudego) lub 1/2 szklanki tłustego mleka i 1/2 szklanki wody
łyżka klarowanego masła
szczypta soli


Cztery żółtka, pół łyżki masła, mąkę, mleko (mleko i woda) i sól rozrobić na ciasto. Ubić pianę z czterech białek, dodać do ciasta i delikatnie wymieszać.


Rozgrzać patelnię, posmarować masłem, wlać ciasto i energicznie obracać patelnię, aby ciasto się rozprowadziło na całej patelni. Smażyć na złoto z obu stron. W ten sposób usmażyć wszystkie naleśniki.

Maliny opłukać i zmiksować dodając cukier puder, według własnego smaku. Im kwaśniejsze maliny, tym więcej cukru.


Naleśniki są trochę grubsze, niż standardowe, wyszły bardzo pulchniutkie i mięciutkie. Najlepiej naleśnika złożyć na pół, polać sosem malinowym, usiąść wygodnie i zajadać.


Palce lizać :)