piątek, 29 sierpnia 2014

KREM Z DYNI


Dynia ma piękny pomarańczowy kolor i zawiera bardzo mało kalorii (w 100 g jedynie 28 kcal). W jej obszernym wnętrzu kryje się cała masa witamin takich jak: witamina C, D, B1, B2, PP i kwas foliowy (polecana jest dla kobiet ciężarnych) oraz bardzo duża dawka beta-karotenu. To właśnie ten dobroczynny związek jakim jest beta – karoten ma silne działanie antyoksydacyjne, co oznacza przeciwdziałanie pojawieniu się nowotworów i chorób układu krążenia. Ja zaczynam sezon dyniowy od pysznej zupy z dyni odmiany hokkaido, która ma dodatkową zaletę w postaci bardzo cienkiej skórki. Dlatego można ją jeść bez obierania.

Przepis:

1 dynia hokkaido o wadze około 1,3 kg
1 ziemniak pokrojony w kostkę
1 cebula pokrojona w półplasterki
5 szklanek gorącej wody
2 łyżki oliwy
1 łyżeczka kurkumy
3/4 łyżeczki imbiru
sól i pieprz
uprażone pestki dyni

Dynię kroimy na ćwiartki, usuwamy pestki i kroimy w dużą kostkę. W garnku rozgrzewamy oliwę wrzucamy cebulę i ziemniaki, smażymy mieszając 2 minuty. Dodajemy dynię, kurkumę i imbir, smażymy mieszając 1 minutę. Zalewamy wodą, zmniejszamy ogień i gotujemy pod przykryciem 20 minut. Miksujemy (najlepiej blenderem ręcznym), dodajemy sól i pieprz. Wlewamy do talerzy i posypujemy uprażonymi pestkami dyni.


Zupa jest aromatyczna, lekko pikantna o jedwabistej konsystencji. To mój ulubiony przepis na krem z dyni. Polecam :)

wtorek, 26 sierpnia 2014

FLORENTYNKI BARDZO CZEKOLADOWE

Florentynki to małe ciasteczka o owalnym kształcie, przygotowywane z bakalii, najczęściej z migdałów lub orzechów. Jak sama nazwa wskazuje pochodzą w Florencji. Pysznie smakują, jako małe co nieco do popołudniowej kawy. Polecam florentynki bez pieczenia, przygotowane z czekolady i udekorowane ulubionymi dodatkami. Możemy użyć każdego rodzaju czekolady, ważne żeby była to czekolada dobrej jakości. Jako fanka gorzkiej czekolady, najczęściej właśnie z niej przygotowuję florentynki. Jeśli chodzi o dodatki, to często się zmieniają w zależności od tego co akurat mam pod ręką. W tej sprawie każdy może popuścić wodze fantazji.

Przepis:

Tabliczka gorzkiej czekolady (10 dag)
1/4 kostki masła (5 dag)
Wiórki kokosowe
Żurawina suszona

Kawałki czekolady i kawałki masła wkładamy do naczynia żaroodpornego,stawiamy na garnku z gotującą się wodą i mieszamy, czyli rozpuszczamy w kąpieli wodnej. Ważne, żeby naczynie nie stykało się z wodą, bo wtedy czekolada za szybko się rozpuści i zrobią się grudki. Kiedy powstanie jednolita masa, zdejmujemy naczynie i czekamy chwilkę, aż masa trochę ostygnie. Blaszkę lub inną płaską powierzchnię wykładamy papierem do pieczenia, na papierze łyżką nakładamy czekoladę, tak aby powstały płaskie ciasteczka o owalnym kształcie. Na każdym ciasteczku układamy po kilka żurawin i opruszamy wiórkami kokosowymi. Wyglądają pięknie. Teraz najtrudniejszy etap, czyli czekanie, aż czekolada całkiem zastygnie.


Finał: siadamy wygodnie i delektujemy się wspaniałym połączeniem gorzkiej czekolady ze słodko-kwaśnym smakiem żurawiny i delikatną nutką kokosową. Uwaga, łatwo się uzależnić


Smacznego :)

niedziela, 24 sierpnia 2014

QUICHE LORRAINE - WERSJA WZBOGACONA

Quiche prosto z pieca, sałata i butelka chłodnego, białego wina, to wspaniały lekki posiłek. Quiche możemy podać zarówno na obiad, jak też na kolację. Tradycyjnie jest to foremka z kruchego ciasta wypełniona sosem jajecznym z dodatkiem boczku. Przyrządza się szybko i trudno cokolwiek popsuć. Moja wersja zawiera oprócz boczku, cebulę i suszone pomidory, ale możemy dodać także inne składniki.

Przepis:
ciasto na blaszkę o średnicy 23 - 26 cm

1 szklanka mąki
1/2 kostki masła
1/2 łyżeczki soli
1 łyżka zimnej wody

Nadzienie:

10dag boczku pokrojonego w kostkę
1 cebula
7 suszonych pomidorów w zalewie
2 jajka
1 szklanka gęstej śmietany
sól, pieprz
1 łyżeczka tymianku

Zagniatamy ciasto z podanych składników (ja pomagam sobie malakserem). Ciastem wyklejamy foremkę, nakłuwamy widelcem i wkładamy do lodówki na 1 godzinę.


W tym czasie przygotowujemy nadzienie. Na patelni podsmażamy boczek, gdy zbrązowieje dodajemy cebulę i smażymy, żeby cebule się zeszkliła. Zdejmujemy z ognia. Pomidory kroimy na kawałki. Śmietanę mieszamy z jajkami, solą, pieprzem i tymiankiem. Piekarnik rozgrzewamy do 200 stopni. Wyjmujemy ciasto z lodówki i wkładamy do piekarnika na 8 - 10 minut. Ciasto wyjmujemy z piekarnika, układamy na nim boczek z cebulą i pomidory. Zalewamy sosem śmietanowym i wstawiamy do piekarnika. Pieczemy 25 - 30 minut.


Klasyka francuskiej kuchni zawsze się sprawdza. Pyszna tarta z kruchym ciastem i pożywnymi dodatkami.


Smacznego :)

środa, 20 sierpnia 2014

KRUCHE CIASTECZKA PACHNĄCE LAWENDĄ

Lawenda kojarzy się z pięknym fioletowym kolorem kwiatów i delikatnym zapachem. Najczęściej używana jest w formie olejku, jako dodatek do kosmetyków, albo w postaci suszonych kwiatów, jako odświeżacz w naszych szafach. Ale to nie jedyne możliwości lawendy, jest także bardzo cenionym dodatkiem w kuchni, zarówno do dań mięsnych, jak też do ciast i deserów. Napar z jej kwiatów łagodzi stany napięcia nerwowego oraz dolegliwości pokarmowe.
Moje kruche ciasteczka wzbogacę aromatem lawendy :)

Przepis:
1 szklanka mąki
6 łyżek cukru
1/2 kostki masła
1 łyżka zimnej wody
1 łyżka suszonych kwiatów lawendy

Mąkę mieszamy z lawendą, cukrem i zagniatamy z masłem, dodając łyżkę zimnej wody (ja ułatwiam sobie pracę malakserem). Ciasto owijamy folią spożywczą i wkładamy na godzinę do lodówki. Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni. Wyjmujemy ciasto, wałkujemy przez folię na grubość 5 mm, wykrawamy ciasteczka i układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Wkładamy do piekarnika i pieczemy 12 - 15 minut. Wyjmujemy i czekamy, aż wystygną.


Smakują i pachną przepięknie lawendowo. Polecam z popołudniową kawą :)


Smacznego :)

niedziela, 17 sierpnia 2014

KARCZMA RZYM

Tym razem podczas wycieczki po Małopolsce skupiamy szczególną uwagę na zabytkach architektury drewnianej. Okazuje się, że jest ich ponad 200, co wydaje się liczbą imponującą biorąc pod uwagę z jednej strony zabory, wojny, pożary, przemarsze obcych wojsk, a z drugiej materiał tak nietrwały, jak drewno.

Pierwszy przystanek to Sucha Beskidzka i sławna drewniana Karczma RZYM. Powstała na początku XVIII wieku, przy skrzyżowaniu dróg, gdzie odbywały się targi i jarmarki. Jest to parterowa budowla o konstrukcji zrębowej, częściowo na kamiennym podmurowaniu. Karczma pokryta jest czterospadowym, gontowym dachem z kalenicą. Zbudowana jest na planie prostokąta o wymiarach 27 × 19,3 m. W osi budynku znajduje się sień (dawniej przejazdowa, prowadząca do stanu mieszczącego wozownię dla podróżnych), po bokach której znajdują się pomieszczenia karczemne. Wewnątrz pułapy belkowane. Z przodu budowli znajdują się podcienia, ogrodzone drewnianą ażurową balustradą.

Nazwa karczmy nawiązuje do legendy o Panu Twardowskim, który w karczmie „Rzym” miał się spotkać z Mefistofelesem. Nazwa ta została jednak nadana dopiero po II wojnie światowej.




Chcąc posilić się przed dalszą drogą, wybieramy żurek suski. W smaku nie różni się od innych żurków, oprócz jednej cechy, zamiast kiełbasy zawiera kawałki pokrojonej w paseczki gotowanej szynki.


Oprócz karczmy Sucha Beskidzka słynie także z pięknego zamku renesansowego, zwanego małym Wawelem. Porównanie do Wawelu jest troszkę na wyrost, ale nie można budowli odmówić uroku. Szkoda, że na dziedzińcu parkują samochody, które psują widok :(


Kościół drewniany z XVII wieku w Barwałdzie Dolnym wygląda niepozornie, ale został zachowany w świetnym stanie.


Wnętrze zaskakuje wieloma ozdobnymi dekoracjami.

Krótki przystanek w Wadowicach na uroczym, choć tłocznym rynku.


Oczywiście będąc w Wadowicach nie można nie spróbować słynnych papieskich kremówek, tym bardziej, że serwuje się je we wszystkich kawiarniach na rynku. Minam, rzeczywiście zasługują na swoją sławę :)


Ostatnim celem jest Lanckorona, małe miasteczko ze świetnie zachowaną zabudową drewnianą z połowy XIX wieku. Bardzo miło pospacerować brukowanymi uliczkami, wzdłuż których stoją w szeregu piękne drewniane domki.


Budynek muzeum regionalnego.



czwartek, 7 sierpnia 2014

LIKIER MALINOWY

Leśmian Bolesław
W malinowym chruśniaku


W malinowym chruśniaku, przed ciekawych wzrokiem
Zapodziani po głowy, przez długie godziny
Zrywaliśmy przybyłe tej nocy maliny.
Palce miałaś na oślep skrwawione ich sokiem...

Bąk złośnik huczał basem, jakby straszył kwiaty,
Rdzawe guzy na słońcu wygrzewał liść chory,
Złachmaniałych pajęczyn skrzyły się wisiory
I szedł tyłem na grzbiecie jakiś żuk kosmaty.

Duszno było od malin, któreś, szapcząc, rwała,
A szept nasz tylko wówczas nacichał w ich woni,
Gdym wargami wygarniał z podanej mi dłoni
Owoce, przepojone wonią twego ciała.

I stały się maliny narzędziem pieszczoty
Tej pierwszej, tej zdziwionej, która w całym niebie
Nie zna innych upojeń, oprócz samej siebie,
I chce się wciąż powtarzać dla własnej dziwoty.

I nie wiem, jak się stało, w którym okamgnieniu,
Żeś dotknęła mi wargą spoconego czoła,
Porwałem twoje dłonie - oddałaś w skupieniu,
A chruśniak malinowy trwał wciąż dookoła.

To najpiękniejszy wiersz o malinach i ich pobudzającym działaniu :)
Równie apetyczny i bardzo rozgrzewający jest likier malinowy. Przyda się szczególnie w ponure jesienne wieczory :)

Przepis inspirowany sprawdzonymi przepisami Lucyny Ćwierczakiewiczowej:

1 kg malin
1 1/2 kg cukru
1 litr spirytusu (jeśli chcemy uzyskać mocny likier to używamy zwykłego spirytusu, jeśli trochę lżejszy, to spirytusu nalewkowego)

(Z tych składników uzyskujemy 1,5 litra likieru)


Jędrne, oczyszczone z listków maliny rozgniatamy widelcem w szklanym naczyniu. Gdy puszczą sok, wsypujemy do nich cukier, mieszamy aż do rozpuszczenia się cukru.


Pozostawiamy pod przykryciem na dwie doby. Po tym czasie wlewamy spirytus i dobrze mieszamy. Przecedzamy maliny przez gęste sito lub podwójnie złożoną gazę, wlewamy do gąsiorka lub słoja i dobrze zamykamy. Zostawiamy na trzy dni, aby płyn się sklarował. Ponownie filtrujemy przez gęstą gazę. Degustujemy :)


Rozlewamy do butelek, zakręcamy lub korkujemy i odstawiamy na co najmniej 3 miesiące.

Likier jest bardzo aromatyczny, słodki i pachnie cudownie malinami :)
Na zdrowie :)


sobota, 2 sierpnia 2014

DORSZ PO PORTUGALSKU - BACALHAU

Moja kolekcja wydawnictw kulinarno-muzycznych wzbogaciła się o Portugalię, z czego bardzo się
cieszę :) Te małe pudełeczka zawierają przepisy na potrawy tradycyjne dla danego kraju i płytę z charakterystyczną muzyką. Gotowanie przy takiej muzyce pozwala bardziej wczuć się w kuchnię narodową. Poza tym przy muzyce wszystko smakuje lepiej:)


Najbardziej charakterystyczną cechą typowego portugalskiego posiłku jest powszechne zastosowanie różnego rodzaju ryb i owoców morza. Narodowa potrawa kraju to bacalhau (czyt. bakalau), czyli suszony i solony dorsz, preparowany na rozmaite sposoby. Uważa się, że istnieje 365 rodzajów tego dania. Dlatego bez zwłoki przystępuje do przygotowania bakalau.

Przepis na 4 porcje:
1/2 kg filetu z dorsza (świeżego)
7 dużych ziemniaków obranych i pokrojonych w słupki
2 ząbki czosnku
4 jajka
kilka czarnych oliwek
oliwa z oliwek
sól i pieprz
świeża kolendra

(Ja przygotowuję z połowy składników)

Czosnek obieramy, kroimy w paski. Oliwę rozgrzewamy na głębokiej patelni. Wrzucamy czosnek, aby się lekko zrumienił. W kuchni rozchodzi się miły zapach :)


Czosnek zdejmujemy z patelni i na tę samą patelnię wrzucamy ziemniaki, patelnię przykrywamy i dusimy ziemniaki 15 minut, od czasu do czasu mieszając.


Rybę kroimy na 5 cm kawałki, układamy na ziemniakach, posypujemy posiekaną kolendrą i doprawiamy solą i pieprzem. Patelnię przykrywamy i czekamy 7 minut, aż ryba będzie gotowa.


Odkrywamy patelnię, na wierzch wbijamy jajka i układamy oliwki, przykrywamy patelnię na około 2 minuty, aż jajka się zetną.


Gotowe :)


Pyszne proste danie jednogarnkowe, dorsz jest miękki i jędrny, a ziemniaki przeszły zapachem czosnku i kolendry :)
Smacznego :)

środa, 30 lipca 2014

KRAKOWSKI KAZIMIERZ - CYMES

Kolejny raz spędzamy weekend w Krakowie. Tym razem decydujemy się na dłuższy spacer, ale nie po starówce o tej porze roku zatłoczonej niemiłosiernie przez gromady turystów. Przechodzimy obok górującego nad miastem Wawelu i dalej bulwarem nad Wisłą.



Kierujemy się w stronę krakowskiego Kazimierza, przed wielu laty dzielnicy żydowskiej. Konikowi dajemy odpocząć :)


Kazimierz wygląda trochę, jak ubogi krewny krakowskiej starówki. Kamienice są mniej reprezentacyjne, a często stęsknione remontu od wielu lat, ulice wybrukowane "kocimi łbami". Ale i tu można znaleźć ciekawe zabytki i urocze zakątki.
Budynek najstarszej synagogi w Polsce wybudowany w XV wieku i przebudowany po pożarze w XVI wieku. Obecnie mieści się tu bardzo interesujące muzeum, związane z historią i zwyczajami Żydów.



Wśród wąskich uliczek wyróżnia się ulica Szeroka, jak sama nazwa wskazuje jest szeroka, ale niestety bardzo krótka. Urody dodają jej liczne restauracje i kawiarnie, także z lodami.




Oprócz zwiedzania wielu ciekawych zabytków pełnych pamiątek z przeszłości, czas można też miło spędzić w nowoczesnych, a jednocześnie klimatycznych miejscach, np. w takich fikuśnych fotelach.


Niektóre budynki zyskały zupełnie nowe oblicze, dzięki sztuce ulicznej :)

Moje ulubione dzieło :)


Nie mogło zabraknąć ciekawskiego kotka, gdy tyle się dzieje za oknem :)


Oczywiście nie może zabraknąć kuchni żydowskiej. Cymes, to słowo, które zawsze kojarzyło mi się z czymś smacznym. I tak też jest, to wspólna nazwa kilku potraw żydowskich, które najczęściej podaje się jako rodzaj deseru. Cymesem w środkowej i wschodniej Polsce najczęściej nazywano potrawę, która jest rodzajem słodkiego gulaszu, najczęściej zawierającego w swoim składzie podsmażaną marchewkę. Cymes ma zazwyczaj barwę pomarańczową lub czerwoną i jest zawsze słodki. Istnieją rodzaje cymesu, które są daniem głównym i zawierają mięso oraz rodzaje które zawierają tylko warzywa i owoce i są podawane jako deser.

Przepis na "Cymes z marchwi" z blogu "kultura żydowska"

Składniki:
-Marchew - 60 dag
-Rodzynki -15 dag
-Cukier -10dag
-Miód - 10 dag
-Cynamon do smaku

Sposób przygotowania:

Oczyszczoną i opłukaną marchew kroimy w kostkę i gotujemy w małej ilości wody z dodatkiem cukru. Gdy marchew stanie się na wpół miękka (po około 15 min) dodajemy rodzynki oraz miód i gotujemy do miękkości i zagęszczenia (około 15 min). Dodajemy cynamon do smaku. Ja przygotowałam z połowy składników, czyli 2 duże porcje lub 3 małe.


Bardzo słodki prosty deser :)


Smacznego :)

niedziela, 27 lipca 2014

SŁONECZNE PALUSZKI

Mamałyga, czyli narodowa rumuńska potrawa z mąki albo kaszy kukurydzianej popularna jest także w innych krajach południowo-wschodniej Europy, m.in. w kuchni węgierskiej, siedmiogrodzkiej, bułgarskiej i ukraińskiej. Odmianą mamałygi popularną w północnych Włoszech jest polenta.
Mnie urzeka jej złoty kolor, przypominający słońce na talerzu. Najczęściej jest podawana jako dodatek do mięsa lub sosu. Proponuję trochę inne pomysły, czyli kaszkę kukurydzianą w formie przekąski i w formie deseru.

Przepis podstawowy:
1 szklanka kaszki kukurydzianej
3 szklanki wody
1/2 łyżeczki soli
łyżeczka masła


W garnku lub rondlu (najlepiej z powłoką teflonową) zagotowujemy osoloną wodę, wrzucamy bardzo powoli kaszę, cały czas energicznie mieszając, żeby nie powstały grudki. Gotujemy 30 minut na małym ogniu często mieszając. Na koniec dodajemy łyżeczkę masła. Jeśli chcemy przygotować wersję słoną dodajemy ulubione przyprawy i zioła, np. oregano. Jeśli chcemy przygotować wersję słodką dodajemy 1/2 łyżeczki cukru.

Kaszę zdejmujemy z ognia i czekamy kilka minut, żeby ostygła. Foremkę wykładamy papierem do pieczenia, co ułatwi nam wyjęcie kaszy z formy.


Przekładamy kaszę do foremki, czekamy, aż całkiem ostygnie.

Przekładamy kaszę na deskę i kroimy na kawałki o szerokości około 3 cm.

Na patelni (najlepiej z powłoką teflonową) rozgrzewamy łyżkę masła lub oliwy i smażymy paluszki z mamałygi na złoto-brązowo z obu stron.


Paluszki przekładamy na talerze. Do mamałygi w wersji słonej dodajemy na wierzch łyżkę twarogu, np. z koziego mleka i podsmażoną na patelni cebulę oraz małe pomidorki koktajlowe (lub inne ulubione dodatki). Skrapiamy delikatnie oliwą i octem balsamicznym.


Do mamałygi w wersji słodkiej dodajemy na wierzch łyżkę twarożku lub bitej śmietany, ulubione owoce (ja dodałam brzoskwinię) i skrapiamy miodem.


Słońce na talerzu - poprawia humor nawet w pochmurny dzień :)
Smacznego :)