niedziela, 6 kwietnia 2014

KRAKÓW

Miałam nadzieję, że Kraków przywita mnie ciepłem i słońcem. Niestety niebo zakrywały chmury i co chwila wiał porywisty wiatr.


To nie jest moja pierwsza wizyta w Krakowie, ale tym razem jestem wyposażona w przewodnik i to nie byle jaki, ale "Przewodnik po Europie" opracowany przez dr Mieczysława Orłowicza w 1914 r. Czy po 100 latach od jego wydania będzie jeszcze przydatny? Oczywiście najważniejsze zabytki, takie jak Wawel, kościół Mariacki, Biblioteka Jagiellońska nadal można zwiedzać i raczej w ciągu ostatnich 100 lat się nie zmieniły. A inne?
Nie tracąc czasu prosto z dworca głównego zmierzam ulicą Szpitalną w stronę Rynku Głównego. To trochę, jak podróż w czasie.




Według przewodnika na rogu ul. Szpitalnej i ul. Pijarskiej mieści się teatr miejski (obecnie teatr im. J. Słowackiego), przed którym z pomnika przygląda się przechodniom z kamienną twarzą hrabia Aleksander Fredro. Potwierdzam tak samo, jak przed 100 laty.


Prawie na przeciwko widać pozostałości murów miejskich.


Jeśli chodzi o inne obiekty, z których korzystają turyści, jak hotele, restauracje, kawiarnie, środki transportu? W przewodniku polecane są hotele "Pollera" przy ul. Szpitalnej, "Grand Hotel" i Saski" przy ul. Sławkowskiego, "Drezdeński" przy Rynku oraz "Francuski" przy ul. Pijarskiej. Większość z nich nadal działa w tych samych miejscach.


Kościół Mariacki i Sukiennice na Rynku.


Dawniej zmęczeni podróżni korzystali z dorożek (wyłącznie jednokonnych), omnibusów (jedynie wysyłanych z hoteli Saski i Grand) lub tramwaju elektrycznego. Obecnie mogą podróżować w wersji eksluzywnej :)


lub podstawowej, ekologicznej :)


Odpocząć od zgiełku Rynku Głównego najlepiej na pięknym dziedzińcu "Collegium Maius" Uniwersytetu Jagiellońskiego.


Hotele "Saski" i Grand" nadal przyjmują gości w swoich siedzibach przy ul. Sławkowskiego.



Spacerując uliczkami starego miasta warto skosztować krakowskich specjałów:
gorących pieczonych kasztanów i precli (ja przepadam za tymi z sezamem).



Trudno oprzeć się widokowi czekoladek w Krakowskiej Manufakturze Czekolady. Po wejściu za próg mam wrażenie, że wchłaniam czekoladę z każdym oddechem, aż kręci się w głowie. Co za pyszności :)


Bardziej wygłodniali turyści mogli posilić się w wykwintniejszych miejscach. W 1914 r. temu polecano przede wszystkim restauracje w hotelach oraz u Hawełki przy Rynku i u Kuczmierczyka przy ul. Św. Anny (już nie istnieje).


Pałac pod Baranami znalazł się w przewodniku ze względu na piękną galerię obrazów hrabiego Potockiego (nie wiem czy jeszcze tam jest), ale kamienica jest bardzo ładna.


A teraz można wreszcie odpocząć po sprawdzeniu, czy w walizce nie przyjechał przypadkiem jakiś KraKot na gapę :)

3 komentarze:

  1. KraKot podbił moje serce!
    Aż slinka cieknie na widok tych pralinek i na mysl o pieczonych kasztanach, swoją drogą nigdy nie widziałam takiego wytwornego stoiska z kasztanami:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie mogłam oderwać się od pralinek. Stoisko z kasztanami było wytworne chyba z okazji kiermaszu :)

      Usuń
    2. Kiermasz wielkanocny? W takim razie będę wypatrywac przy okazji bytnosci w Krakowie przed swiętami :)

      Usuń